15.09.2023 • Tomasz Oleszczuk
W marcu bieżącego roku została ogłoszona kolejna, bo już XVI edycja ogólnopolskiego konkursu „Policjant, który mi pomógł”, którego celem jest promowanie postaw i umiejętności policjantów osobiście zaangażowanych w pomoc osobom pokrzywdzonym przestępstwem lub poszkodowanym w wyniku nieszczęśliwych wypadków. Istotą przedsięwzięcia jest też wyróżnienie tych funkcjonariuszy Policji, którzy charakteryzują się empatyczną postawą oraz wyjątkowym profesjonalizmem w obszarze indywidualnego wsparcia osobom dotkniętym przemocą. Jednym z laureatów został nasz kolega z Komisariatu Policji Warszawa Wesoła asp. sztab. STANISŁAW SIWEK, który od wielu lat pracuje tam jako dzielnicowy.
Zdjęcie: Tomasz Oleszczuk
Jak trafiłeś do Wesołej?
Właściwie całe moje życie zawodowe związane jest z Komendą Rejonową Policji Warszawa VII, a konkretnie z Komisariatem Policji Warszawa Wesoła. Tutaj zacząłem pracę 19 lat temu w ogniwie patrolowym. Pamiętam, że byłem wtedy najmłodszy w komisariacie. Wszystkiego, co umiem i wiem o służbie, nauczyłem się od starszych kolegów, z którymi wtedy pracowałem. Po pięciu latach patrolowania Wesołej dostałem propozycję służby jako dzielnicowy. Ówczesny komendant komisariatu wezwał mnie do siebie i oświadczył, że chce, abym został dzielnicowym. Jak sam powiedział, mam dobry kontakt z ludźmi, więc na pewno sobie poradzę. I tak już zostało. Ponad 14 lat pracuję w tym samym rejonie służbowym, obserwując zmiany, które następują w mojej dzielnicy, nieustannie starając się pomagać ludziom.
Początki były ciężkie, bo nic wtedy nie wiedziałem o pracy dzielnicowego. Jednak pomagali mi starsi koledzy, podpowiadali, co należy zrobić, jak sprawą pokierować, żeby było dobrze. I tak powoli, stawałem się coraz bardziej samodzielny. Po kilku latach już dobrze znałem mój rejon tj. Starą Miłosną, a dla wielu mieszkańców tej dzielnicy byłem już nie tylko znajomą twarzą. Ten czas adaptacji w nowej profesji sprawił, że poczułem się pewnie i uwierzyłem we własne umiejętności.
Wtedy dopiero zrozumiałem, co miał na myśli mój starszy kolega, mówiąc, że prawdziwym samodzielnym policjantem zostaje się po 7-8 latach służby. Tyle mniej więcej upłynęło czasu, zanim w pełni nauczyłem się pracy dzielnicowego.
Teraz już wiele spraw mogę załatwić dużo szybciej niż kiedyś, gdyż znam mój rejon, znam ludzi, a oni mi ufają, przez co moja praca jest teraz łatwiejsza.
Jak zostać laureatem nagrody „Policjant, który mi pomógł”?
Słyszałem o takim konkursie, ale nigdy nie sądziłem, że wezmę w nim udział, a co najlepsze, że zostanę jednym z laureatów. Zawsze myślałem, że ten konkurs dotyczy bezpośrednich działań, takich jak pościg, jakaś interwencja ratująca życie, eskorta pojazdu jadącego do szpitala itp. Nie przypuszczałem, że taką nagrodę może zdobyć dzielnicowy, który głównie rozmawia z ludźmi, ale też pomaga w rozwiązywaniu konfliktów.
Gdy już dotarła do mnie informacja o tym, że byłem nominowany i zostałem laureatem, to pomyślałem, że to chyba dlatego, że jestem blisko ludzi i nie boję się z nimi rozmawiać nawet o trudnych sprawach. Zawsze staram się im pomagać, choćby rozmową o trapiących ich problemach.
Oczywiście jestem policjantem, ale też człowiekiem i rozumiem, że jeśli ktoś się zwraca do Policji z jakąś sprawą, to dla niego jest ona WAŻNA. Choć obiektywnie może wydawać się błaha, to dla tej osoby jest ona najważniejsza i bez względu na to, co myślę o tej sytuacji, to traktują ją poważnie. Zawsze staram się podejmować takie działania, które doprowadzą do rozwiązania problemu. Jako przykład mogę podać, że raz poprosiła mnie o pomoc mieszkanka bloku, której przeszkadzało, że jej sąsiedzi wystawiali buty na klatkę schodową, a one niezbyt przyjemnie pachniały. No i pomyślałem sobie, jak ja bym się czuł w takiej sytuacji? Pojechałem na miejsce i porozmawiałem z tą rodziną. Skończyło się na tym, że nakłoniłem ich do zaprzestania takich praktyk.
Właśnie w ten sposób staram się działać, po prostu i po ludzku rozmawiać. Pamiętajmy, że zawsze za taką sprawą stoi człowiek, czasem bardzo zdesperowany, bo nikt nie chce go wysłuchać.
Wracając do sprawy nagrody, to nie wiedziałem, że jeden z mieszkańców mojego rejonu służbowego napisał do Komendy Głównej Policji o mojej pracy. Dowiedziałem się o tym od niego dopiero po fakcie. Wtedy to zbagatelizowałem i zupełnie zapomniałem o całej sprawie, aż do pierwszych dni lipca, kiedy opublikowano wyniki i okazało się, że jestem jednym z pięciu laureatów.
Ciekawe jest, że właściwie to relacje z mieszkańcem, który wystąpił do KGP, nigdy nie były bliskie, a nasza znajomość rozpoczęła się „szorstko”. Właściwie to nawet teraz, nie ze wszystkim się zgadzamy, ale bez względu na różnicę podglądów – zawsze staram się z nim porozmawiać o każdej sprawie, która go trapi i jeśli mogę – pomagam. I właśnie chyba to zadecydowało o tym, że ludzie szanują mnie i moją pracę, bo zawsze mam dla nich czas, a ich sprawy stawiam na pierwszym miejscu.
Mam wrażenie, że obecnie w Policji poszukuje się spektakularnych wyników i wielkich realizacji, a nikt już nie ceni sobie takiej normalnej, niewidocznej w policyjnych statystykach rozmowy z człowiekiem. Zawsze zachowuję się wobec ludzi tak, jakbym sam chciał w danej sytuacji być potraktowany. To jest takie motto, które przyświeca moim działaniom – jako dzielnicowego w Starej Miłosnej. To się sprawdza i mogę takie zachowanie polecić każdemu policjantowi. Dzielnicowy jest trochę tak jak ksiądz, bo ludzie się u księdza spowiadają, a u dzielnicowego opowiadają o swoich problemach.
Czasem jest po prostu tak, że dzwoni telefon i rozmówca nie ma żadnej konkretnej sprawy, ale czuję, że chce porozmawiać i czasem to w zupełności wystarcza. Często ludzie nie mają z kim rozmawiać, a samotność jest przejmująca. Zdarza się, że starsza Pani ma dużo dzieci i wnuków, ale nikt jej nie odwiedza i nikt się z nią nie kontaktuje.
Najgorsze jest to, że później trudno mi opisać w naszych statystykach, że przez pół godziny rozmawiałem ze starszym Panem o jego życiu czy też problemach. Takiego naszego (nie tylko ja rozmawiam z mieszkańcami w ten sposób, bo robi to wielu dzielnicowych) działania nikt nie widzi, a to, co najważniejsze umyka wszystkim. My w ten sposób budujemy zaufanie społeczne i poczucie bezpieczeństwa w skali lokalnej, która leży u podstaw zachowań społecznych.
To później owocuje, gdy naprawdę dzieje się coś złego, wtedy właśnie ci ludzie, którzy mi ufają, pomagają nam uporać się z zagrożeniem. Zawsze lubiłem dużo mówić i jak jadę w rejon służbowy, to rozmawiam z ludźmi, ale to nie umiejętność mówienia jest tu najistotniejsza, a umiejętność słuchania tego, co mają do powiedzenia ludzie.
Osobnym tematem są sprawy rozwodowe, w które bardzo często jesteśmy angażowani. Ludzie, którzy rozstają się ze sobą, są pełni emocji i szukają wsparcia. Nie dotyczy to tylko kobiet, ale również mężczyzn. To trochę tak jak z przemocą domową, gdzie przyjęło się, że ofiarami są tylko kobiety, a nie jest to prawda, bo coraz częściej to właśnie mężczyźni tego doświadczają. Wracając do spraw rozwodowych, to zwykle wtedy jesteśmy proszeni przez strony o pomoc. Często też przychodzą do nas po porady czy wsparcie, bo rozwody najbardziej dewastują psychikę. Ja mam jedną zasadę i zawsze bez względu na okoliczności radzę stronom, żeby się dogadały. Porozumienie zawsze oszczędza bólu, traumy, pomaga szybciej stanąć na nogi i co najważniejsze nie drenuje kieszeni. Pieniądze, zamiast na prawników lepiej przeznaczyć na budowanie lepszej przyszłości dla siebie i dzieci. Waśnie potrafią pochłonąć człowieka i wciągnąć w wieloletnie konflikty, które strasznie niszczą całe rodziny i jeśli tylko jest cień nadziei na porozumienie czy szansa na mediacje – to zawsze do tego namawiam.
Zdjęcie: Tomasz Oleszczuk
Czy to wyróżnienie w jakikolwiek sposób wpłynie na Twoją służbę?
Do tej pory jeszcze do końca nie dotarło do mnie, że faktycznie zostałem laureatem tej nagrody. Jednak jestem bardzo szczęśliwy i wzruszony. Ten laur to dostrzeżenie mojego poświęcenia i traktuję go jako zwieńczenie mojej pracy. Jest to – można powiedzieć ukoronowanie 14 lat służby dzielnicowego. Oczywiście, że czasem czuję się zmęczony i nie wiem jak długo jeszcze dam radę, ale wiem jedno, że nadal będę słuchał ludzi, bo bardzo ich lubię, a kontakt z nimi daje mi ogromną satysfakcję.
Nagroda w tym konkursie też jest w pewnym sensie uhonorowaniem mojej rodziny, a szczególnie żony, bo moje poświęcenie pracy wielokrotnie odbywało się kosztem najbliższych, którym chciałbym bardzo podziękować za cierpliwość i wyrozumiałość.
Myślę, że nadal będę pomagał mieszkańcom mojej dzielnicy, brał udział w ich codzienności, uczestniczył w ich radościach i troskach, a czasem chronił ich przed nimi samymi.
Co sprawia najwięcej przyjemności w pracy?
Mam ogromną satysfakcję, że po tylu latach służby, gdy wyjeżdżam w rejon służbowy, to czuję się tam gospodarzem. Relacje, które budowałem przez wiele lat, zaowocowały tym, że czuję się doceniony i szanowany przez mieszkańców mojego rejonu. Nie mam żadnych obaw, że spotka mnie tam coś nieprzyjemnego. Nawet osoby, które zatrzymywałem, doprowadzałem do jednostki, czy też wykonywałem z nimi czynności prawne, nie są wrogo nastawione wobec mnie, a często się zdarza, że pierwsze na ulicy mówią mi „dzień dobry”. To jest dla mnie najprzyjemniejsze uczucie i powód do dumy. Ja uwielbiam ludzi i właściwie bez nich byłoby mi trudno.
Co jest najbardziej kłopotliwe w byciu dzielnicowym?
No cóż, jak każda praca i ta ma swoje minusy. Jednym z nich jest sposób rozliczania dzielnicowych z wykonanych czynności. Jak już wcześniej wspominałem, wiele naszych działań nie jest odnotowywanych w statystykach policyjnych, wobec czego umyka z widoku naszych przełożonych. Gdybym liczył każdą rozmowę w swoim rejonie służbowym, to takich spotkań ze społeczeństwem miałbym tysiące.
Oczywiście, że jest potrzebny system rozliczania z wyników pracy, ale powinien być bardziej elastyczny. Powinien oceniać nie tylko ilość wykonanych czynności, ale też sposób ich realizacji oraz zaangażowanie w społeczną misję dzielnicowego. Poczucie bezpieczeństwa mieszkańców, a przede wszystkim ich ocena mojej pracy jest najważniejsza. Budowanie etosu pracy w tej działalności jest szczególnie ważne nie tylko dla lokalnej społeczności, ale też dla całej naszej formacji.
Jakie masz plany na przyszłość?
Czternaście lat pracy w jednym miejscu robi swoje. Na razie nigdzie się nie wybieram, ale czasami czuję się zmęczony i myślę, żeby w życiu zawodowym coś zmienić. Czas pokaże. Tylko nie wiem, czy moi mieszkańcy tak szybko mnie puszczą (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.