2020 03 kwarantanna pomoc 05Epidemia, która dotknęła stolicę i cały kraj, to dla warszawiaków wielki sprawdzian z obywatelskiej mądrości i odpowiedzialności. Od nas w dużej mierze zależy, jak długo potrwa zwalczanie zagrożenia i jak szeroki będzie ono miało zakres. To także sprawdzian dla wszystkich służb miejskich, które wspólnie troszczą się o nasze zdrowie i bezpieczeństwo. Straż miejska jest jedną z nich. Działa na pierwszej linii, pomagając innym, dbając o najbardziej potrzebujących i przerywając potencjalne łańcuchy zakażeń.

Sobotni poranek. Jadący Wisłostradą strażnicy miejscy zauważyli na wysokości Starego Miasta zepsuty samochód. Stojąca przy nim kobieta macha, by się zatrzymali. 

- Panowie, złapałam gumę. Bardzo proszę, pomóżcie mi zmienić koło. Nie mogę nawet odkręcić śrub. – prosi funkcjonariuszy.
Śruby rzeczywiście mocno się zapiekły, ale w końcu puszczają. Wymiana koła idzie błyskawicznie. Kilkanaście minut później auto jest gotowe do drogi. Kobieta może ruszać do pracy. Jest lekarką w szpitalu w Nowym Dworze Mazowieckim. Jedzie na dyżur.

Niedziela. Dochodzi godzina 8, gdy strażnicy miejscy z III Oddziału Terenowego wyjeżdżają z bazy w wyznaczone rejony. Wśród dzisiejszych zadań mają kontrole miejsc, w których mogą gromadzić się ludzie. Piękne słońce może zachęcać do wspólnych spacerów. To zły pomysł w czasie epidemii. Strażnicy miejscy kontrolują Park Czechowicki w centrum Ursusa. Zwykle można tu spotkać sporo matek z dziećmi i młodzież. Dzisiaj miejsce wygląda na zapomniane i opuszczone. Podobnie jest w innych parkach. Od czasu do czasu pojawia się jakaś matka z dzieckiem. To wszystko. Na szczęście.

Na Pradze Południe strażnicy miejscy z VII Oddziału Terenowego również kontrolują dzielnicowe skwery i parki. Nad Balatonem jest niewielu ludzi. Na ławkach wygrzewają się głownie gołębie. Pojedyncze pary spacerują w sporej odległości od siebie. Co innego w Parku Skaryszewskim. Nad jeziorkiem i w kępach krzewów widać grupki młodych ludzi. Funkcjonariusze podchodzą do nich i informują o ryzyku jakie podjęli.

- Zachowajcie dystans. Nie siedźcie w grupach. Jeśli chcecie, idźcie na spacer. Ale nie wszyscy razem. Nie zależy wam na zdrowiu i życiu najbliższych ? Mamy epidemię. Wirusa nie widać. Objawy choroby pojawiają się dopiero po kilku dniach. Możecie już być jego nosicielami i wzajemnie się zarażać. Co, jeśli zaniesiecie go do domu i zachorują wasi rodzice, dziadkowie ? Nie zależy wam na nich ? – tłumaczą cierpliwie młodym ludziom. Po chwili młodzież rozchodzi się. Każdy idzie w swoją stronę. Jaką mają pewność, że już się nie zarazili ?

Takich rozmów strażnicy miejscy przeprowadzają każdego dnia kilkadziesiąt. Profilaktyka w czasie epidemii musi polegać na zachowaniu bezpiecznych odległości. Liczy się dystans. Na tyle bezpieczny by wirus nie przenosił się na innych. To podstawa, o którą wszyscy mogą zadbać sami.
Nie wszyscy jednak dbają. Na tyłach jednego z sieciowych sklepów kilku młodych mężczyzn pije od dłuższego czasu piwo i poprawia „małpkami” wódki. To nie może się dobrze skończyć. Kiedy jeden z nich usypia przy murku, pozostali oddalają się. Po kilkunastu minutach leżącego mężczyznę zauważa patrol, który kontroluje ten rejon miasta. Strażnicy zakładają rękawiczki ochronne, maseczki i podchodzą do śpiocha.
- Halo, proszę pana. Co się panu stało? Zasłabł pan? Wezwać pogotowie? – pytają.
Mężczyzna odpowiada, że czuje się świetnie. Tylko nie może samodzielnie ustać na nogach. Choć wypity alkohol paruje, to jednak zdążył już zapanować nad organizmem. Chłód sprawia, że pozostawienie mężczyzny w tym miejscu mogłoby spowodować jego śmierć. Nie ma innego wyjścia – strażnicy musza się nim zaopiekować. Miejsce dla osób nietrzeźwych w radiowozie nie jest może tak wygodne jak domowe łóżko, ale przynajmniej jest w nim ciepło. To nie pierwszy pacjent, który z niego dzisiaj skorzystał. Podobne przypadki są w każdej dzielnicy. Nie wszyscy troszczą się o własne bezpieczeństwo, nie wszyscy potrafią kierować swoim życiem bez pomocy alkoholu. Nie można ich jednak zostawić samych.

W znacznie trudniejszej niż przed kilkoma tygodniami sytuacji są dzisiaj osoby bezdomne. Coraz trudniej im zdobyć pożywienie, coraz trudniej przeżyć kolejne dni. A przecież to dopiero początek epidemii. Czeka nas jeszcze kilka, a może kilkanaście trudnych tygodni. Zdobycie jedzenia nie jest takie proste w ich sytuacji. Dlatego wielu z nich liczy na pomoc strażników miejskich. Osób bezdomnych doglądają nie tylko rejonowi opiekujący się terenem, na którym te osoby mieszkają, ale także funkcjonariusze wyjeżdżający na ulice stolicy w Ulicznym Patrolu Medycznym. Dzięki nim osoby pozbawione domu mogą liczyć na prowiant i pomoc ratowników medycznych. Paczki dla bezdomnych przygotowują pracownicy i wolontariusze Caritas Polska. Strażnicy odbierają je i rozwożą radiowozami do miejsc, w których przebywają potrzebujący. Wielu z nich ma trudności z poruszaniem się. Bez pomocy funkcjonariuszy mogliby nie przetrwać tego trudnego okresu. Ci, którzy mogą chodzić wiedzą już, że w stolicy uruchomiono autobus dla osób najbardziej potrzebujących. Pojazd oznaczony jako MPP zatrzymuje się w kilku miejscach stolicy. Osoby wykluczone, ubogie lub bezdomne mogą w nim otrzymać paczki zawierające żywność i środki czystości. Oby ich odbiór odbywał się bezpiecznie - pracownikom asystują strażnicy miejscy.

- Mamy świadomość, że niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy z zagrożenia i podchodzą do niego lekceważąco. Bywa, że nas z tego powodu narażają. Widzimy ,że są wobec tego co się dzieje zagubieni i bezradni. Mamy więc do wykonania ważne i odpowiedzialne zadania. Musimy pomóc mieszkańcom stolicy. To najważniejsze z nich – mówią stołeczni strażnicy miejscy.