Zarzuty oszustwa na kwotę ponad 13.000 zł usłyszała 49-letnia pracownica jednej z mokotowskiej kolektury. Kobieta, która tłumaczyła się problemami finansowymi, obstawiała gonitwy psów w Anglii, ale nie wpłacała pieniędzy do kasy. Sprawa wyszła na jaw, kiedy właściciel franczyzy dostał informację, że do centrali zakładów bukmacherskich nie wpłynęły pieniądze. Początkowo myślał, że kobieta je fizycznie ukradła. Okazało się jednak, że doszło do oszustwa. Kobieta przyznała się do przestępstwa. Grozi jej kara nawet 8 lat więzienia.

Jak ustalili mokotowscy policjanci z wydziału zajmującego się ściganiem przestępstw przeciwko mieniu, Maria J. zatrudniła się w kolekturze w listopadzie ubiegłego roku. Nic nie wskazywało na nieuczciwość pracownicy. Jednym z wymaganych dokumentów w nowej pracy było zaświadczenie o niekaralności, które kobieta przedłożyła pracodawcy. W ten sposób otrzymała wszystkie dane do logowania i dostęp do systemu, w którym mogła dokonywać zakładów. Miał też obowiązek rozliczać wpływy, co kilka dni.

Kiedy jednak minęła pierwsza dekada styczna bieżącego roku, 49-latce przyszło do głowy, że skoro inni wygrywają, obstawiając różnego rodzaju dyscypliny, to może i jej szczęście dopisze. Spośród wielu możliwości wybrała gonitwy psów w Wielkiej Brytanii. Nie miała jednak pieniędzy na zakłady wobec powyższego, postanowiła oszukać system. Obstawiała zakłady, ale nie wpłacała pieniędzy do kasy. Grę zaczęła od małych kwot. Pierwsze próby nie przyniosły oczekiwanych korzyści, ale kobieta nie rezygnowała. Im więcej przegrywała, tym większych zakładów dokonywała z nadzieją zwrócenia pieniędzy do kasy i wygrania małej fortuny dla siebie.

W ciągu trzech dni przegrała 13.500 zł. Wówczas stwierdziła, że nie jest to właściwa droga do wzbogacenia się. Postanowiła nie informować swojego szefa, że „przepuściła” sporą kwotę pieniędzy. Sprawa jednak się wydała, kiedy okazało się, że do centrali zakładów bukmacherskich nie wpłynęły pieniądze za obstawienie kilkunastu gonitw. Podejrzenie padło na Marię J., ponieważ tylko ona miała dostęp do systemu. Kobieta przyznała się właścicielowi do tego, co zrobiła. Resztą zajęli się wezwani na miejsce policjanci.

Po zebraniu dowodów kobieta usłyszała zarzuty oszustwa. Przyznała się do przestępstwa i złożyła wyjaśnienia, tłumacząc swoje postępowanie trudną sytuacją finansową, w jakiej się znalazła. Za to przestępstwo grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności.

rk/mb